Remont w 48h [S07,E11] czyli zacznijmy na nowo, od sypialni
Życie to sztuka w kilku aktach… Rozpoczęcie każdego z nich wiąże się zwykle ze zmianą „scenografii”. W przeciwieństwie do sztuki teatralnej, antrakt w sztuce życia trwać może latami. Coś się wydarzyło, mocne zamknięcie aktu, kurtyna opada i wszystko zastyga w oczekiwaniu na ową zmianę scenografii… i wtedy wchodzę ja, cały na biało!
Pani Ania została sama w mieszkaniu urządzonym jeszcze przez swojego ojca. Zastałem tam mnóstwo niesamowitych przedmiotów, przez lata gromadzonych i z reguły (poza kompletami) nie pasujących do siebie! Jednak nasza bohaterka zachowała dużo niezwykłego wigoru, który na szczęście we właściwym momencie przełożył się z ogólnej potrzeby przearanżowania swojego życia, na sferę aranżacji mieszkania, za czym poszło konkretne zgłoszenie do naszego programu. A gdzie najlepiej rozpocząć nowy akt żywota naszego?… oczywiście w sypialni!
Ściany w miarę proste, parkiet ładny i tylko ta szafa w zabudowie… El Classico lat 90’, w eksperymentalnym (jak na owe czasy) laminacie drewnopodobnym przetartym różem bieliźnianym, co prawdopodobnie zdeterminowało mocno przykurzoną kolorystykę ścian. Tak się często składa, że te szafy (szczęście w nieszczęściu) dobrze się trzymają i jeśli budżet mamy ograniczony, warto pomyśleć o kastomizacji grzmota. Najłatwiej nabić materiał lub okleić stare fronty, co już kilkukrotnie w moim programie robiliśmy, ale że jeden bok widać, a do tego jeszcze mamy półeczki od niego wychodzące, naroże wypełniające, no to… przyjdzie mi ten poblask majtkowy jakoś oswoić, ale najpierw elektryka. O dziwo, gniazdek ci u nas dostatek. Cóż się dziwić, toż to lata 90’, wtedy mogliśmy już na bogato! Jedyne co, to uporządkować należało temat, wyrównać gniazdka po obu stronach nowego ustawienia, zupełnie nowego łoża oraz dodać jedną nietypową puszkę pod centralkę zarządzającą nowymi strefami oświetlenia… bo fajnie jest zapalać światło przy wejściu do sypialni i gasić już w łóżku, w międzyczasie przełączając sobie na jeden z kinkietów, pod które kabelki też podciągnęliśmy. Kable położone, ściany zaklejone, wygładzone, malujemy na klasyczną biel złamaną.
Stara chińska nauka aranżacji przestrzeni mówi, że za plecami warto mieć „żółwia”, czyli mocne oparcie lub dominujący temat/akcent. W naszych warunkach najprostszym, a często i najskuteczniejszym sposobem jest tapeta wyklejona na ścianie zagłówkowej. Dużo się ostatnio w tapetach naumiałem i taką charakterną, o którą mi chodziło znalazłem w internetowym sklepie tapety-sklep.com, musiałem jedynie symbolicznego żółwia wymienić na rybki. Do tapety i zakupionego już, również drogą internetową, w Fabryce Sypialni łóżka dobrałem dwa kolory tkaniny obiciowej na fronty szafy. Dual kolor sobie wymyśliłem i nie powiem, chłopaki się namęczyli przy nabijaniu listw okalających płyty. Na szczęście Pani Monika wsparła ich logistycznie i jakoś to poszło. Kiedy pojawiło się łoże bajecznie opatulone magiczną tapetą, z solidnym zagłówkiem (to jak żółw ninja), przestrzeń momentalnie się wypełniła, a ja jeszcze o toaletce myślałem… W prawym rogu zostało najwięcej miejsca i tam właśnie należało uszyć na miarę niebanalną toaletkę, aby się jednak zdystansować do sytuacji, pojechałem najpierw po dodatki do showroomu Dutchhouse, który natchnął mnie tak intensywnie, że wracając stamtąd byłem w posiadaniu nie tylko wyjątkowego, modern-secesyjnego krzesła toaletowego, ale i kompletu oświetlenia kinkietowego, czyli 4 uroczych zwisów, które stały się inspiracją do niebanalnej instalacji nadłóżkowej! Wróćmy jednak do toaletki…
Niczym mój idol dzieciństwa Adam Słodowy, tak się złożyło, że miałem pod ręką kawałek sklejki oraz taśmy jutowej… 🙂 Toaletka na nóżkach nie pasowała mi. Wstawianie pod blat pięknego krzesła powinno być możliwe pod różnymi kątami, a i samego krzesła nie chciałem niczym zasłaniać. Cóż pozostało… podwiesiłem blacik na owych pasach (a w zasadzie jednym, zmyślnie przez szczeliny przeciągniętym) do sufitu! Opcji tego typu podwieszania jest sporo, w zależności od widoku i formatu samego blatu. W tym przypadku chciałem aby cała konstrukcja schodziła się zgrabnie w narożu, tworząc symbolicznie wyciętą z kontekstu przestrzeń pod szyldem „robię się na bóstwo!”, klimatycznie domkniętą lnianą zasłoną wybarwioną na koral. W klimacie idealnie zgrało się lusterko głębokiej zieleni sięgające oraz zestaw półeczek. Do tego lampeczka i to wszystko co potrzeba aby wygenerować magiczny zakątek piękności. A!… ważna spawa, blacik oczywiście, żeby nadto swobodnie nie dyndał, złapany do ściany został kątownikami. Czas było brać się za instalację centralną, czyli półko-kinkiety.
W jednym z pierwszych sezonów zrobiłem ścianę w kołkach, dzięki którym można było w dowolnej konfiguracji ustawiać półki i wieszać na nich co nam kompozycyjnie pasować będzie. Tutaj koncepcja owa do mnie wróciła i na takich czterech kołkach półkę osadziłem. Podsufitki lamp pod nią podwiesiłem, kable maksymalnie wyciągnąłem, fantazyjne pętelki poczyniłem i na kołkach powiesiłem. W małych pomieszczeniach, często mimo ładnego wystroju i dobrego zagospodarowania ścian, wielkim kłopotem przestrzennym staje się centralny zwis. Zasłania i skraca perspektywę z każdej strony. Jestem więc zwolennikiem, prostych, nienarzucających się otoczeniu plafonów ogół oświetlających, zdobne w pieękno żyrandole dedykując wielkim salonom, w których centralne usytuowanie zwisu uprzytulnia przestrzeń. Wróćmy jednak do naszej małej, przytulnej sypialni i pozwólmy Pani Ani wejść w nowy akt życia… Kiedy weszła, czułem, że przygotowana była na różne warianty wypowiedzi, ale chyba wszystkie jej nagle uciekły, bo kiwała głową rozglądając się intensywnie i tylko słychać było „Pięknie, pięknie…”, ale kiedy już się pozbierała, oczy oprzytomniały, spojrzała na mnie i powiedziała stanowczo „Ta sypialnia jest teraz moja!…” Nic piękniejszego usłyszeć nie mogłem.
Do następnego!
Tom