Remont w 48H [S07,E05] czyli wyprawa do Rzeszowa!
Już drugi raz miałem przyjemność być jurorem ogólnopolskiego konkursu organizowanego przez Domo+, którego główną wygraną był remont wart 40 tys. zł. Jednak nie samymi przyjemnościami człowiek żyje, wiązało się z tym wiele obowiązków, jak np. zaprojektowanie wnętrza i skoordynowanie realizacji. Działania tego typu w obrębie Warszawy, nie stanowią dla nas większego problemu, w ramach programu zrobiliśmy już ponad 80 realizacji, cóż jednak było począć, kiedy zdecydowanie najciekawsze zgłoszenie przyszło z Rzeszowa?! Takie wybrałeś, to teraz sobie radź! Trzeba się było do tego po prostu lepiej przygotować i koniecznie zbadać teren…
Na wizję lokalną pojechaliśmy dwa miesiące przed realizacją. Z doświadczenia wiem, że różnie to na zdjęciach i filmikach pomieszczenia wyglądają, póki więc na własne oczy nie zobaczę, dopóki sam nie zmierzę i nie dotknę, to pewności mieć nie będę z czym przychodzi mi się zmierzyć. Choć Gosia i Michał zostali zwycięzcami między innymi za dobrze i czytelnie przygotowane zgłoszenie, pojechać musiałem i pierwsze co sobie uświadomiłem to, że 300 km, które dzieli nas od Rzeszowa, będziemy robić 4.5h. ? Szczyt mojego rozgoryczenia przypadł na odcinku robót drogowych w okolicach Kolbuszowej, do której mam ogromny sentyment od czasu moich studenckich praktyk w tamtejszym skansenie. Tocząc się w tempie styranej maszyny rolniczej, wszyscy pasażerowie skazani byli na moje wspominki, jak to tutaj do muzeum chodziliśmy badać znakomitą szkołę intarsji, tam synagogę oglądaliśmy, a tam dalej pod lasem skansen… Dojechaliśmy, poznaliśmy zwycięzców, obejrzeliśmy mieszkanie, a nawet poznaliśmy tatę Gosi, który na nasze szczęście jest elektrykiem i miał ambicję trzymać pieczę nad nową instalacją elektryczną, której wykonanie w tym mieszkaniu było nieodzowne!
Kolejnym powodem wybrania naszych bohaterów, były ambitne plany związane z tym mieszkaniem. Chcieli połączyć dwa pomieszczenia, kuchnię i pokój za ścianą, czyli ściana do wyburzenia. Jednak kiedy rozpoczęliśmy rozmowę o tym co planują, zaczęli mięknąć, że w sumie to nie wiedzą czy dostaną zgodę, że może wystarczy tylko jakiś otwór… Przyjrzałem się ścianom, sufitom, podłogom i wniosek miałem prosty, wywalić nie jedną, ale dwie ściany, łącznie z murowaną wnęką na szafę przedpokojową, wchodzącą w przestrzeń pokoju, który nas interesował. Ścianki były działowe, wykonane z odpadów ceglanych, takie co to stropu nie trzymają, tylko podłogę obciążają i chętnie same pękają. Było to bardzo czytelne na ścianie wnęki szafowej właśnie. Postawiłem więc sprawę jasno, pytając: „Wyburzycie te dwie ścianki łącznie z tą wnęką? Dacie radę zrobić wylewkę wyprowadzając spójny poziom wszystkich podłóg? Wyrównacie sufit?”… I obserwowałem z rosnącym niepokojem jak z każdym pytaniem bohaterowie moi robią coraz większe oczy, a największym wytrzeszczem obdarował nas obecny przy rozmowie, senior rodu. Nie pękli jednak, po ciężkim westchnieniu zgodnie przytaknęli, że się postarają… To mnie jednak nie uspokoiło, pozwoliłem więc sobie na krótki wykład o tym jak ważne jest abyśmy wspólnym wysiłkiem postarali się możliwie najlepiej zagospodarować owe 40 tys. i 48 godzin, które dla nich mam. Słowo się rzekło, my wróciliśmy do Warszawy, a nasi zwycięzcy zostali z poważnym wyzwaniem, na realizację którego mieli niecałe dwa miesiące…
Okres przygotowań nie był dla nas czasem beztroskiego fantazjowania o tym jak miło rozporządzać takim budżetem. Średnio co dwa dni prosiłem naszą królową koordynacji Panią Monikę, o update sytuacji u bohaterów, na szczęście informacje płynące z Rzeszowa były pozytywne i powoli utwierdzałem się w przekonaniu, że dadzą radę. Każdy projektant wie, jak ważnym jest mięć zaufaną ekipę wykonawczą. Przy tej realizacji bardzo dużą rolę w organizacji i koordynacji projektu odegrała firma Anegre. Dzięki niezwykle prężnym i zaangażowanym właścicielom (Pawła i Marcina pozdrawiam przy tej okazji ogromnie!), mieliśmy na bierząco wprowadzane wszelkie potrzebne korekty do projektu wykonawczego i komfort, że w razie jakby co, pojadą do Rzeszowa i sprawdzą ostateczne wymiary ścian po wyburzeniu, a co najważniejsze, że po prostu zdążą z zabudową na czas! A temat był niezwykle złożony, jak na dostępne po połączeniu trzech pomieszczeń, niespełna 25 m2. W projekcie pojawiła się pełnowymiarowa kuchnia otwarta na salonik z dodatkową ścianką tworzącą z jednej strony sektor telewizyjny, z drugiej zaś zabudowę przedpokojową, zawierającą wąską szafę, szafkę na buty, siedzisko i pawlacz. Nietypowym i niezwykle ergonomicznym rozwiązaniem było zdublowanie grubości wysokiej zabudowy kuchennej na wejściu, dzięki czemu wygenerowaliśmy słupek będący tajną mikro-pralnią.
Cóż… przyszedł sądny dzień, zapakowaliśmy się i w cztery ekipy wyruszyliśmy do Rzeszowa dopełnić dzieła. Po wejściu z kamerami do przygotowanego przez bohaterów wnętrza okazało się, że wszystko jest gotowe na nasz przyjazd! Za gardło chwyciło mnie, gdy Gosia z Michałem zaprosili mnie do innych pomieszczeń, by pochwalić się faktem, że na fali zadań, które przed nimi postawiłem, postanowili pójść za ciosem i zrobili wylewkę oraz ściany w pozostałych pokojach! To był najlepszy dowód na to, że w takich ludzi warto inwestować!… Ale nie czas na wzruszenia, trzeba było brać się do roboty, konwencja 48h zobowiązuje! Moja ekipa z marszu zabrała się za hydraulikę i wygładzanie ścian. Dopatrzyłem się kilku detali, które trzeba było poprawić, ale nim wyszliśmy ze ścian, musieliśmy wziąć się za podłogę, by o poranku ekipa Anegre mogła wejść z zabudową kuchenną. Kiedy na placu boju pojawiły się kolejne trzy osoby, stwierdziłem , że dam im trochę luzu i pojadę poszukać dodatków. Zrobiliśmy wcześniej rekonesans w internetach i miałem już upatrzone kilka sklepów. Staram się wspierać lokalne marki, które w często nie łatwych warunkach próbują krzewić design. Finalnie udało się w jednym miejscu zakupić zarówno fajne lampy, jak i zamówić zasłony, które szyte na miarę, do odbioru były następnego dnia.
Najbardziej optymistycznym etapem w urządzaniu wnętrz, a szczególnie kuchni, jest moment, w którym na krótkim odcinku czasu pojawiają się wszystkie boksy i nagle przestrzeń zaczyna nabierać docelowych kształtów. Po tej krótkiej ekstazie przychodzi jednak świadomości, jak wiele jest jeszcze do zrobienia w detalu… Kiedy boksy dostały fronty, a na ścianach pojawiły się przekozackie panele z egzotycznego forniru Frake, byliśmy już naprawdę blisko finiszu. Kiedyś miałem już okazję zrobić kilka mebli z tego forniru, i pamiętałem jego oliwkową poświatę, która wydała mi się idealnie pasująca do zaplanowanych blado-oliwkowych frontów. Zaprojektowałem trzy duże płaszczyzny, w trzech kluczowych miejscach, oprawionych w grafitowe ranty, na grafitowej bazie paneli podłogowych i takiegoż blatu. Kiedy weszło czarne AGD i telewizor, właśnie ten fornir pozwolił je „oswoić” i czarne elementy zelżały na naturalnym materiale, pozwalając na ogólne poczucie przytulności. Oczywiście miękka sofa, mięsiste zasłony oraz kilka prostych dodatków dopełniły dzieła. Kiedy weszli nasi młodzi bohaterowie, hmm… byli w szoku. Dopiero co oswoili się z otwartą przestrzenią tego niewielkiego mieszkanka, a tu nagle pojawia się zupełnie na nowo zdefiniowany przedpokój, wielka tafla Frake prowadzi ich do salonu, ale już w drugim planie pojawia się kolejna tafla szlachetnego forniru zamykająca płaszczyznę bardzo okazałego, czarnego blatu kuchennego. Podchodzą bliżej, a tu zza pierwszej tafli wyłania się cała ściana zabudowy kuchennej z pięknym, czarnym piekarnikiem w centralnym punkcie i zautomatyzowanymi frontami! Pierwsze otwieranie każdych drzwiczek z osobna trwało pewnie dla nich wieki, a na pewno na zawsze zapamiętają długie poszukiwania pralki, która czekała na nich z tyłu zabudowy kuchennej, za wielką taflą drzwi chowanych w fornirowanej ścianie… Na pytanie czy było warto, Michał rozmontowany emocjonalnie na części pierwsze, z właściwą sobie szczerością stwierdził „Trafiło się jak ślepej kurze ziarno…”. Ja jednak wiem doskonale, że nagroda trafiła do najmocniejszego tandemu w całym tym konkursie…
Do następnego!
Tom