Pągowski u Siebie - Pokój Synów
Kto urządzał pokój swojego dorastającego dziecka, ten wie jak trudno oszacować, co za chwilę będzie dla niego istotne w tej przestrzeni (poza oczywistymi: łóżkiem, biurkiem, szafą). Kiedy na 14 m2 ma się do ulokowania dwóch delikwentów (10l., 14l.), sprawa staje się dużo bardziej skomplikowana… Dwa łóżka odseparowane od siebie, żeby się nie pozabijali. Dwa biurka odseparowane od siebie, żeby mogli się skupić. Wspólne przechowywanie z osobnym szufladami na swoje rozmiary, by uniknąć kolejnych awantur o grzebanie w „cudzym”… Ale cóż, takie realia i trzeba mi było sobie z tym poradzić!
Rozpocząłem od rozplanowania łóżek, tak by były jak najdalej od siebie, z założeniem, że większy potrzebuje ciut więcej centymetrów, ale optycznie musi być zachowana równowaga. Sprzyjało temu usytuowanie okna, niby centralne, ale z prawej strony odległość od ściany prostopadłej była znacząco większa i w tym rogu wylądowało łóżko 14-latka. Będąc najdalej od wejścia, dawało mu też optimum poczucia prywatności. Młodszy chętnie zagospodarował kącik bliżej drzwi, gdyż emocjonalnie potrzebuje jeszcze bliskości rodzica. Z czasem zacznie domagać się większej autonomii, ale liczę na to, że przyzwyczajenie pozwoli mu zachować poczucie komfortu.
Usytuowanie szafy było oczywiste, jednak pomysł na szafę, która nie będzie wyglądać na grzmota wciśniętego w jedyny wolny róg, wcale już oczywisty nie był. Jak zrobić coś pojemnego i lekkiego wizualnie, mając do dyspozycji 120 cm do uskoku ściany?!… Żadna z dostępnych na rynku szaf nie dawała mi odpowiedzi na powyższe, więc skorzystałem z regałowych modułów oraz wysokiej komody pewnego szwedzkiego producenta, które oczywiście skastomizowałem. Ustawiłem je w „L”, a fakt, że moduł wystawał poza wspomniany uskok postanowiłem wykorzystać z pełną premedytacją! Nabyłem drogą kupna formatkę porządnej sklejki, która wysłoniła bok powstałej szafy, będąc jednocześnie maskownicą liniowego oświetlenia klimatycznie podświetlającego naroże uskoku, można? Można!…
Biurka… zmora w walce o bezkolizyjną przestrzeń roboczą moich synów… Mając do dyspozycji 2.5 m między łóżkami, zachowując miejsce na komunikację i jednocześnie chcąc odseparować od siebie moich kochanych oszołomów, musiałem postawić na jednolity blat ustawiony równolegle do łóżek, ale… przedzielony „płotkiem”!?Symbolicznym, lecz jak się okazuje do dzisiaj, niezwykle skutecznym w sensie psychologicznym. Co bardzo ważne, dzięki temu usztywniłem konstrukcję, która stanąć mogła na dwóch nogach i szafce, zostawiając mnóstwo miejsca na nogi (a wiercą się niemiłosiernie) i dając wizualną lekkość. Aby jednak wzmocnić poczucie własnych przestrzeni roboczych i jednocześnie zapewnić im właściwe ich oświetlenie, musieliśmy pojechać do Gdyni…
Kolorowe Kable to marka, z którą współpracujemy od kilku lat. Dwóch przesympatycznych wspólników wnoszących niezwykły koloryt do rodzimej branży oświetleniowej pochodzi właśnie z Trójmiasta, tam mają swój główny showroom, a ja chciałem dać moim synom coś więcej niż tylko oświetlenie, chciałem dać im historię jego powstania, kontekst sentymentalny, który wracać do nich będzie za każdym razem, kiedy spojrzą na to oświetlenie. Morze, sieci rybackie (plątanina kabli na ścianach i suficie), naturalne materiały (plecionka jutowa na kablu), drewno wytrawione morską wodą (piaskowane drewniane oprawki)… Wizyta w Muzeum Emigracji była niezwykle emocjonalnym dopełnieniem tego co wspólnie doświadczyliśmy w trakcie tej wycieczki. 50 metrów kabli, 10 oprawek i worek punktowych mocowań dało nam niezwykły potencjał do stworzenia niepowtarzalnego klimatu w pokoju chłopaków!
Kiedy miałem już podstawowe elementy funkcjonalne uszyte na miarę tego pokoju, mogłem się upewnić, że zamówiona na samym początku komoda, mająca za zadanie być punktem odniesienia dla reszty kompozycji, stała się faktycznie „meblem wieńczącym” i finalnie zdefiniowała stylistycznie przestrzeń swoim schludnym, fabrycznym wykończeniem. Przyjechała do nas z pracowni DO-M, a razem z nią dwa ogromne worki, na których chłopaki po dziś dzień radośnie rozkładają się w trakcie seansów filmowych. Szuflad i półeczek nigdy za wiele, lecz kiedy komoda stanęła w docelowym miejscu zrozumiałem, że potrzebujemy jeszcze zwieńczenia kompozycji, czyli czegoś dużego, wiszącego nad całą długością komody. Nie lubię przypadkowych obrazków, a po wizycie w Gdyni wiedziałem już jak cenne dla moich synów jest w tym kontekście wspólne doświadczenie. Postanowiliśmy więc sami stworzyć wiekopomne dzieło, które przejdzie do historii jako „Tryptyk Pągowski” i w tym celu pojechaliśmy do pracowni Taki Myk, w której dzięki niezwykłemu podejściu do tematu szefa pracowni Wojtka, wraz z chłopakami stworzyli niebanalne dzieło tonące w granatach…
Wiecie… tworzenie pokoju dla własnych dzieci to jedno z najtrudniejszych zadań jakie miałem do wykonania. Bo nie chodzi tu o wypasione meble, blichtr i super technologie, którymi jarają się dzieciaki i którymi będą mogli chwalić się przed rówieśnikami, chodzi o przestrzeń, z którą będą się utożsamiać obaj, mimo 4-letniej różnicy wieku. Ale najtrudniejsze, najtrudniejsze!… było nie dać się złamać głosowi, kiedy emocje chwyciły mnie za gardło, po ich wejściu do gotowego pokoju…
Do następnego!
Tom