Pągowski u Siebie - ŁAZIENKA
Czym powinna być łazienka (szczególnie ta z toaletą)?… Pomieszczeniem, w którym załatwiamy nasze podstawowe potrzeby, plus kwestie porządkowe (pranie i inne środki czystości), wchodzimy tam kiedy jest potrzeba, a następnie zamykamy na cztery spusty?… A może czymś więcej… Magiczną krainą oczyszczenia fizycznego, jak i psychicznego, pełną czaru, niezwykłego klimatu, w którym nawet posiadówka na sedesie staje się mistycznym przeżyciem wymiany odpadów pochodzenia organicznego na świeżą energię kosmosu przynoszącą genialne pomysły na przyszłość?!… Nie wiem jak Wy, ale ja właśnie tak chciałem postrzegać moją łazienkę!
9m2 nie jest powierzchnią do stworzenia salonu kąpielowego, ale to dość miejsca, by mieć wannę, prysznic, umywalkę, toaletę, pralkę, a nawet kuwetę dla kota! Na dzień dobry jednak rozwiązać musiałem kilka problemów natury technicznej. Podstawowym stała się kwestia odpływów. Nasza łazienka w połowie swej powierzchni jest wykuszem (czyli wystaje poza obrys budynku). Rury kanalizacyjne, które sąsiadom pod nami schodzą wzdłuż ściany frontowej, u nas wychodzą niemalże na środku. Poprzednim lokatorom udało się wystającą z podłogi rurę odpływową zamknąć w obrysie ogromnej narożnej wanny, ja jednak nie wyobrażałem sobie marnować mnóstwa litrów wody jedynie po to by zamoczyć pośladki, musiałem więc znaleźć sposób na atrakcyjne i ekonomiczne zagospodarowanie tego naroża. Podobnie sprawa wyglądała z odpływem prysznicowym, tutaj jednak problem polegał na tym, że kolanko wmurowane zostało w podłogę, a rura pod podłogą przez środek łazienki leciała do odpływu wanny. Generalnie, umiejscowienia armatury zmieniać nie planowałem, chciałem jedynie spiąć stylistycznie wszystkie punkty w harmonijną, klimatyczną całość. Wiele w tym kontekście wniosła mi wyprawa na Salone del Mobile 2016…
Dżungla wyłaniająca się z ciemności oscylującej między zimnymi antracytami a głęboką czernią nie bojącą się odcieni brązu… taką właśnie, generalną tendencję wywiozłem z Mediolanu, a esencją trendu była dla mnie ekspozycja Diesel Livning. Po powrocie wiedziałem, że żadne gadanie o tym, iż ciemne łatwiej się kurzy i częściej trzeba sprzątać, nie przekona mnie, zresztą… to gadanie dla tych, którym sprzątać się nie chce. Zatem pierwsze co zrobiłem, to zakup płytek gresowych i powiem Wam, że to nie pierwszy raz, kiedy najprostsze (czytaj najtańsze) rozwiązanie okazuje się najskuteczniejsze. Grafitowy gres techniczny, 19.90zł/m2, ta da!… Starych płytek na podłodze nie ruszałem, trzymały się dzielnie. Zmatowiliśmy, zaciągnęliśmy gruntem kontaktowym i podłoga była nasza. Najpierw jednak wygenerować trzeba było delikatny skos, by kwadrat prysznicowy zawierał w sobie spad do odpływu, gdyż prostotę maksymalną planowałem, czyli brodzik typu „walk in”. Wiecie, że wystarczy pięć płytek przeciętych po przekątnej, by załatwić temat spływu? 😉 Zrobiliśmy to, podłoga była gotowa, prócz naroża wannowego, tam rozgrywała się kwestia „ekonomizacji” wanny. Jest ciemny grafit, musi być i dżungla. Aby miała gdzie zapuścić korzenie, potrzebna jest ziemia, dużo ziemi… Zbudowałem więc wzdłuż planowanej wanny koryto 160x30x30 cm. Dzięki temu odsadzeniu od ściany, miałem szansę objąć obrysem ekonomicznej wanny, zastany odpływ w podłodze. Jednak, zanim jakakolwiek armatura pojawiła się w mojej łazience, wybrałem się na łowy do nowiutkiego showroomu naszej rodzimej marki KOŁO.
Showroom okazał się w moim przypadku idealną ekspozycją sprzętu łazienkowego. Na czarnym atłasowym tle, w absolutnie czystej formie, prezentowały się białe umywalki, wanny i misy toaletowe. Podczas rozmowy z Panem Czysta Wiedza, ustaliłem przede wszystkim, że pragnę toalety „Rimfree” (takiej bez kołnierza) czysta przyjemność! Wybrałem wannę wąską, ale nieco złamaną pod kątem, piękny, podwieszany słupek typu cargo w matowej czerni, magiczny panel spłuczki do zabudowy, umywalkę naszafkową z antracytową szafką podwieszaną oraz kabinę prysznicową, do której idealny panel prysznicowy, nawiązujący formatem i kolorem do cargo znaleźliśmy w firmie Corsan. U nich też dostaliśmy idealną baterię umywalkową. Do dziś jednak, największą frajdę sprawia mi deska wolnoopadająca… Wszystko przyjechało, można było montować i właśnie wtedy dowiedzieliśmy się, że w całym budynku rozpoczyna się wymiana hydrauliki! Jakie szczęście, że nie zaczęliśmy kłaść płytek na ścianie… Co tam tydzień, nawet dwa… dzięki temu myśl we mnie dojrzała i skorygowałem kilka detali w moim projekcie. Nowe przyłącza w końcu zawitały na właściwych pozycjach i ruszyłem ochoczo z płytkami na ścianę! Dokończyłem murek z „korytem roślinnym” i obłożyłem go płytkami. Na tym etapie już trzeba było zainstalować wannę. To samo dotyczyło spłuczki w zabudowie. Między płytki trafiła fuga antracytowa, aby „związać” odcienie grafitu. Kiedy już na ścianach zawitały: cargo i szafka podumywalkowa, wszystko zaczęło się zgadzać. Prysznic z panelem zrobiły wielkie „wow”. Gdy po raz pierwszy opatulony ręcznikiem wyszedłem spod prysznica, czułem prawdziwe szczęście, kolejny taki przypływ spełnienia poczułem, gdy pierwsze brudne ciuchy trafiły do jedynej w tym rozmiarze, idealnie spasowanej z linią umywalki, czarnej pralki.
Płytki postanowiłem zakończyć wraz z wysokością panelu prysznicowego gdyż linie nadproży drzwi i okna nie były na jednym poziomie, a planowałem mocnym akcentem zamknąć górną linię płytek. W tym temacie zaprosiłem do nas ekipę Rec.on zajmującą się upcycling designem, czyli nadawaniem nowych form użytkowych starym przedmiotom. Razem z Bartkiem, naczelnym technologiem, opracowaliśmy sposób przetworzenia blachy samochodowej na profile, z których wykonać będzie można gzyms oświetleniowy. Aby dobrze zrozumieć ideę upcyclingu oraz proces przetwarzania części samochodowych (bo nimi właśnie zajmują się Rec.oni), wybrałem się do ich magicznego warsztatu. Pogadałem z Panem Bogdanem (majstrem na zakładzie) i spokojnie wróciłem oczekując gotowego produktu. Po tygodniu, razem z taśmami ledowymi, przyjechały do nas piękne, oryginalne profile. I tak się cudownie złożyło, że jak tylko zainstalowaliśmy gzyms, wspólnie uznaliśmy, że w tej samej stylistyce idealnie całość zamykać będzie plafon, a dokładnie dwa… Zaprojektowałem dwa organiczne kształty typu „pierwotniak”, przypominający orzęska (zwanego niegdyś wymoczkiem:). Kiedy przyjechały i udało nam się je zamontować, duży na sufit, mały jako zaślepkę na wywietrznik, spojrzałem na puste koryto dedykowane roślinom, świadomy, że przede mną ostatni etap…
Czy wiecie, że wieki temu, przez półtora roku uczęszczałem do technikum ogrodniczego?… zresztą od zawsze był mi bliski żywioł drewna (w tym przypadku drzewa), jednak, kiedy przyszło do wyboru roślin, za stosowne uznałem przypomnieć sobie o co chodzi w świecie flory i tak oto, wybrałem się z dzieciakami do ogrodu botanicznego w poszukiwaniu klimatu, który chciałbym poczuć we własnej łazience… Kłopot w tym, że chciałem poczuć klimat dżungli w mroku, a ogród otwarty jest jedynie za dnia… Jednak bez problemu doprecyzowałem, jakiego rodzaju kształty listowia w sensie kompozycyjnym pasować mi będą, a i przy okazji przypomniałem sobie specyfikę świata roślin.
Doczytałem, dopytałem i ustaliliśmy, że żywe roślin w łazience ze słabym oświetleniem dziennym (mimo, że łazienka widna) wymagają specjalnego oświetlenia, nawadniania i najlepiej również nawożenia, co i tak nie gwarantuje, że nie będą przerastać i gnić. Zdecydowaliśmy się zatem na rośliny stabilizowane. Nasze poszukiwania zakończyła cudowna firma GreenArte, która przybyła do nas kilka dni po zamówieniu, z gotowymi panelami pełnymi zieleni, których montaż zajął niecałe 2 godziny. Całość dopełniliśmy piękną draceną. Ciesząc się zmultiplikowanym widokiem zieleni, odbijającym się w ogromnym lustrze nad umywalką, w poczuciu pełnego spełnienia, mogłem już napuszczać wodę na pierwszą sensualną kąpiel…
Do następnego!
Tom