2

Targi w Mediolanie czyli kilometry designu

Milano, Milano… mekka designerów, projektantów, kreatorów… Miasto, do którego mnie nie ciągnęło, „styl włoski” nigdy mnie nie łechtał (nie myślę tu o historii, takiej jak ta na Piazza del Duomo), wiecie… bufonada, złoto, marmury i sztukaterie. Jednak Mediolan jest jakiś inny… Dużo tu secesji, pozornie oczywistego modernizmu i mocno wyrywającego się z szeregu futuryzmu. Lubię dużo chodzić, w zasadzie będąc w nowym miejscu, odpalają mi się wrotki i pozamiatane. Biegam jak kot z pęcherzem łapiąc co chwilę inny azymut, od obiektu do obiektu i jara mnie to strasznie! Po prostu lubię wiedzieć gdzie jestem i skąd dokąd. Taki instynkt, jeszcze z czasów PTTK. Powiem Wam, że największe wrażenie, poza oczywistymi zabytkami i tym całym niedającym się zlekceważyć futuryzmem, zrobiły na mnie hole owych modernistycznych kamienic. Stawałem przy szklanych wrotach co drugiej z nich i chłonąłem moc ukrytej w ich wnętrzach historii designu XX wieku, i zazdrościłem ich mieszkańcom, że codziennie wchodzą i wychodzą tymi drzwiami…  Każdego wieczoru, niezłomnie wsiadaliśmy więc w metro i jechaliśmy poznawać miasto. Jednak najwięcej kilometrów zrobiliśmy na Targach, bo w końcu po to tu przylecieliśmy…

Salone del Mobile 2016 to tysiące metrów kwadratowych przestrzeni wypełnionych designem (choć bywały luki:) setek firm z całego świata, z czytelną dominacją marek włoskich. Trzy dni biegania i trzy dni męki… nie, żeby to było traumatyczne doświadczenie, wręcz przeciwnie! Czułem się jak kot na pustyni bezradnie stwierdzający „nie ogarniam tej kuwety!”. Byłem przerażony, że nie zdążę tego wszystkiego przekopać, dotknąć, poczuć i tak właśnie się stało. Po czterech dniach musieliśmy się z tym pogodzić. Jednak to co zobaczyłem rozłożyło mnie na łopatki, nakopało do głowy tony inspiracji, rozdarło na strzępy rozrzucając kawałki mej świadomości po różnych stylistycznych ogródkach… Jednak pozbierałem się, poskładałem na nowo z nieodpartym poczuciem, że jak nigdy wcześniej, rozumiem co dzieje się na świecie w temacie DESING.

Nie jestem w stanie myśleć o tym co zobaczyłem w kategoriach „fajne meble”. Mogę natomiast stwierdzić, że zobaczyłem wiele wspaniałych ekspozycji. Po pierwszym dniu byłem w stanie określić, czy dana firma ma wizję, swoją filozofię i stojącą za tym pasję, czy jest „zwykłym producentem”. To pomogło mi zaoszczędzić dużo czasu, ale też mocno dało do myślenia, co jest tak naprawdę ważne w tworzeniu przedmiotów użytkowych. Technologię można kupić i robić krzesła, stoły, szafy, ale ludzie nie przyjeżdżają do Mediolanu po przedmioty, chcą poczuć aktualną atmosferę designu i owszem, dało się wyczuć dominujące w tym roku tendencje.

Powtarzam to ciągle: nawet najpiękniejszy mebel zginie lub zostanie zlekceważony, jeśli nie będzie mieć właściwej ekspozycji. W tym miejscu huczała mi ta myśl jak dzwon mariacki niemalże na każdym stoisku. Mimo wszystko chciałem dać szansę wszystkim i koncentrowałem się na meblach. Widziałem piękną komodę u tureckiego wystawcy, którego ekspozycja wyglądała jak pchli targ w Stambule i to miejsce ludzie zdecydowanie omijali. To co ewidentnie przyciągało, pochłaniało wręcz, to temat dżungli… Najlepszym przykładem było stoisko… nie… „dżungla” firmy Zanotta. Z ukrytych między zaroślami głośników dobiegał ciepły głos lektora na tle  dźwięków dżungli, a każdy odnaleziony w krzakach mebel uruchamiał we mnie instynkt zoologa-globtorotera, który właśnie odkrył nieznany dotąd gatunek. Zachwycony byłem magią tonącej w grafitach ekspozycji Diesel Living. Jej techniczny charakter również docierał na skraj dżungli. Równocześnie rozpływałem się w totalnej bieli ekspozycji marki Pedrali, gdzie najmniejszy światłocień budował zdecydowanie zarys mebla, a jakikolwiek kolor zdawał się tryskać tęczą. Po drugim dniu płynąłem już z ławicą…

Przyglądałem się ludziom… w halach, alejach i na stoiskach spotykałem biznesmenów, handlowców, ale największą rzeszę stanowili „turyści dizajnu”, którzy nic nie chcieli kupić, nie chcieli dobić żadnego targu, tylko poczuć tę energię. Masa ludzka płynąca całymi ławicami między stoiskami, absorbująca energię wylewającą się z nich. Ławica zwalniała gdy wyczuła moc i zrywała się, gdy zabrakło w ekspozycji przekazu. Lubię obserwować ludzi i powiem Wam, że nigdy nie widziałem tego zjawiska w takiej skali.

Każdy jest inny, każdy ma inne potrzeby i oczekiwania. Jeśli jesteś otwarty na świat i na siebie samego, będziesz wiedział czego szukać i znajdziesz to, możliwe, że w osiedlowym sklepie. Gdzieś jednak trzeba tego się nauczyć. Gdzieś musimy określić nasz punkt odniesienia i jakoś to zweryfikować. Tylko wtedy będziemy mieć pewność, że nasz świat złożony jest z harmonijnie dobranych przedmiotów, które wzbogacają nas, a nie dewaluują. Sporo w tym temacie doświadczyłem, trochę na oślep, trochę na studiach, trochę w świadomych poszukiwaniach lecz większość w praktycznym działaniu i tworzeniu na „żywym organizmie”. Każde doświadczenie ma swoją wartość i tylko trzeba wyciągać z tego wnioski…

Nie lubię o tego typu  targach myśleć w kategoriach bieżącej mody, wolę traktować to jako aktualny przepływ energetyczny. Strumień, w którym warto zamoczyć stopy by poczuć więź z naturą, bo jesteśmy przecież częścią tego świata. Świata złożonego z lasów, rzek, gór, mórz i… miast! Proporcje, harmonia, szacunek dla Matki Ziemi, jasna sprawa, ale jesteśmy również dziećmi Ojca Kosmosu i to wszystko co tworzymy jest wynikiem tego specyficznego „miksu genetycznego”. To nasza natura! Dlatego tworzymy, wymyślamy i projektujemy z szacunkiem do tego co daje Ziemia i co spływa do naszych umysłów z Kosmosu. Tego właśnie doświadczyłem.

Mój wniosek z wizyty na Salone del Mobile 2016 sprowadza się w zasadzie do jednej konkluzji… wracam tam za rok!!!

My Polacy jesteśmy coraz bardziej świadomi designu i coraz lepiej rozumiemy potrzebę kształcenia się w tym temacie. Wielu naszych projektantów onieśmiela swymi pomysłami uznanych wyjadaczy z Włoch, Francji, Stanów Zjednoczonych. Widziałem jak godnie reprezentowali nas w Mediolanie, ale nie chodzi o to byśmy wszyscy byli projektantami. Chodzi o to, żebyśmy potrafili współtworzyć lepszą energię naszej wspólnej przestrzeni życiowej. Materia to też energia! Ciągle mamy wiele do zrobienia. Większość z nas wychowała się w kiczowatych blokowiskach wyposażonych w te same tandetne meble i przedmioty, którym nasi rodzice rozpaczliwie próbowali nadać indywidualny charakter, a kiedy nadeszła rzeczywistość „wolnorynkowa” rzucili się jak wygłodniałe hieny na wszystko co wyglądało inaczej, zagracając do cna swoje symboliczne M.

Te czasy minęły… oczyściliśmy się, a nowe pokolenie potrafi już nawet świadomie tworzyć pastisze rzeczywistości późnego PRLu i lat 90’ i nadawać im wartość estetyczną, i świetnie! Bo właśnie o to chodzi, nie tak istotne jest to z czego, ale jak…

Jeśli macie ambicję świadomie tworzyć Waszą przestrzeń życiową, szczerze polecam, wsiądźcie w jakąś tanią kapsułę lotniczą i wystrzelcie się do Mediolanu. Świadomie zanurzcie się w strumieniu świadomości designu, nasiąknijcie nim i wracajcie tworzyć naszą lepszą rzeczywistość!

Ważne: Strona wykorzystuje pliki cookies. W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce prywatności".