9

Ład w mieszkaniu, czyli jak świat uczynić lepszym

Rozejrzyjcie się po swoim mieszkaniu/domu, czy mogłoby być waszą uczelnią, świątynią, biurem? Co należałoby w nim zmienić, aby to było możliwe?…
Powyższe pytania i wiele różnych refleksji nawiedziło mnie przy realizacji „Pągowski u Siebie„, będę się nimi intensywnie dzielił z Wami w następnych postach. Poniżej pragnę jednak podzielić się przede wszystkim refleksją dotyczącą ładu w naszym mieszkaniu. Każdy powie, że powinno się mieć porządek, ale nie każdy zdaje sobie sprawę jak on na nas oddziaływuje i jak oddziaływuje jego brak oraz jak to wpływa na ogólną kondycję społeczną.

Dużo się dzieje na świecie, wiele z tego dotyka nas w mniejszym lub większym stopniu i przytłaczać nas może świadomość, że na większość z tych rzeczy nie mamy wpływu… Jest jednak całkiem blisko nas Przylądek Dobrej Nadziei! Otóż z odmętów chaosu wyłania się przestrzeń, w której możemy być „panami sytuacji”, jest to… nasz dom/mieszkanie! Bez względu na to czy jest nasze, banku, czy wynajmowane, czy kaloryfery dobrze grzeją, czy mamy kasę na nowe meble, a nawet jeśli mamy słaby widok za oknem, wewnątrz może być dobrze i warto nad tym popracować.
Z małej kawalerki też jesteśmy w stanie wygenerować naszą prywatną, magiczną Szuflandję (ku przypomnieniu), kwestia świadomości i umiejętności aranżacyjnych, a inspiracji i dobrych wzorów w internecie nie brakuje. W tym temacie polecam przyjrzeć się architektom i projektantom  z „kompaktowej” Japonii, są mistrzami minimalistycznej kompresji, uwielbiam ich podejście do tematu (przykłady tutaj). Choć mają tam nieco inne prawo dot. warunków zabudowy, inny jest również klimat, jednak w środku możliwości takie same. Warto więc inspirować się prostotą, którą finalnie dopełni życie.

Bez względu na to czy z Tokio, czy z Warszawy, Wakkanai czy z Żychlina, każdy ma swoją własną rzeczywistość, swoją przestrzeń życiową, w której świat zewnętrzny odgrywa mniejszą lub większą rolę. To przestrzeń, na którą mamy wpływ. Generuje ona naszą historię. W niej materializują się nasze potrzeby, upodobania, ale również chaos i niekonsekwencja. To czy potrafimy właściwie gospodarować miejscem, które oddziaływuje na nas, pomaga nam lub przeszkadza funkcjonować na co dzień, jest kluczem do sukcesu lub porażki…
Założę się, że każdy z Was przynajmniej raz w życiu złapał się na tym, że jakiś przedmiot absurdalnie odstaje od założeń stylistycznych danej przestrzeni i za cholerę nie możemy sobie przypomnieć co nami kierowało przy jego wyborze oraz umieszczeniu go właśnie w tym miejscu. Pomijam rodzinno-towarzyskie sytuacje podbramkowe, w których obdarowani „diamentem empatii” naszych bliskich, wzdychamy ciężko za każdym razem gdy na niego spojrzymy. Chodzi mi raczej o niewypały naszych stylistyczno-funkcjonalnych uniesień, kiedy to daliśmy się ponieść przypływowi i porwał nas któryś z prądów, odrywając brutalnie od realiów naszego M… 

Tak, jesteśmy ludźmi i kierują nami emocje, ale właśnie jako ludzie, potrafimy weryfikować nas samych. Najczęściej post factum, ale jednak potrafimy stawić czoła naszym skrajnościom. Stańcie na wprost ściany, na tle której prezentuje się nasz nowy „skarb” i ustalcie w sobie chłodno, „klei się”, czy też nie? Taki test własnej stabilności stylistycznej powinien być obowiązkowy. Jeśli przejdziemy go pozytywnie, pozostaje nam już tylko bacznie przyglądać się pierwszym reakcjom naszych gości, biorąc delikatną poprawkę na to co później powiedzą, by nie zrobić nam przykrości lub… by ukryć zazdrość, która pojawiła się w ich sercach.

Doświadczenie nauczyło mnie rozpoznawać przedmioty, które mają prawo pasować do planowanej przestrzeni zanim się w niej pojawią i choć sam czasami padam ofiarą własnych emocji, umiem wykorzystywać je konstruktywnie. Doskonale jednak pamiętam wszystkie swoje młodzieńcze, stylistyczne „wtopy” i pełen jestem empatii dla tych, którzy raz na 5 lat podejmują tę nierówną walkę z materią. Właściwa selekcja jest kluczem do dobrego wnętrza i poza odkurzaniem, myciem szyb, podłóg i sprzątaniem ciuchów, to właśnie odpowiedni dobór i ustawienie przedmiotów daje nam poczucie ładu. Dość czytelne efekty tego co udało mi się zmienić na przestrzeni kilku sezonów programu „Remontu w 48H” możecie podejrzeć tutaj.

Jesteśmy istotami społecznymi, potrzebujemy się spotykać, choć coraz częściej te spotkania odbywają się w internecie. Bez względu na to czy w tym celu wychodzimy z domu, czy włączamy komputer, przed i po jesteśmy sprzężeni z naszym lokum. My oddziałujemy na nie, a następnie ono na nas. Jeśli przykładamy dość uwagi by w naszej przestrzeni panował ład, to właśnie ten ład pomoże nam zachować higienę naszych relacji ze światem. Kiedy odwiedzają nas goście jesteśmy spokojni i dumni, jak wtedy, gdy przychodzi do nas symboliczna „Halinka” (z absolutnym szacunkiem dla wszystkich ogarniętych Halin!). Wiemy już od niej, że kilometr zrobiła z buta, bo tramwaje stanęły, a wychodząc z domu szafka wisząca w kuchni prawie ją zabiła, kiedy próbowała łapać dwie paczki mąki, które wyleciały przez drzwiczki niedokręcone, bo Heniek obiecał, ale w robocie ma taki młyn, że nawet wersalki nie ma kiedy naprawić, więc i w kościach łamie bo na tym dmuchanym już od pół roku spać muszą… tak… Wtedy właśnie czujesz, jakim szczęśliwym kwiatem lotosu jesteś i że twoje mieszkanie obdarowuje Cię miłością, poczuciem bezpieczeństwa, bo świadomie i ochoczo poświęcasz mu swoją uwagę, prawda?… A teraz postaw się w roli Halinki… i błagam, nie mów mi, że to przychodzi Ci łatwiej… ?

Próbując ustosunkować się do pierwotnie postawionych pytań, pomijam sens wychodzenia „do ludzi”, bo to oczywiste, warto i trzeba się spotykać. Jeśli jednak myślisz, że nie warto się starać, bo to Ty zwykle wychodzisz do ludzi, to jesteś w błędzie. Pierwsze co będziesz mieć do zaoferowania światu, to epopeja chaosu żywota twego „Halina”. Oczywiście potrzebujemy móc zrzucić z siebie brzemię dnia codziennego i jesteśmy szczęśliwi kiedy mamy kogoś, kto pomoże nam je miękko zsunąć z ramienia. Pomyślcie jednak o ile lżejszy byłby wasz żywot gdybyście  wyeliminowali z życia tylko tę jedną dysfunkcję i postawili na ład… Niech każdy sam zwizualizuje sobie korzyści z tego płynące… Nasz dom jest naszą świątynią, jest naszą uczelnią, jest naszym biurem!
Z radością w kolejnych wpisach ustosunkuję się po kolei do każdej z „ideowych” funkcji podanych na początku, póki co idę nieco ogarnąć przestrzeń, bo jakieś bety bezczelnie wdarły się na moje dizajnerskie meble zaburzając poczucie ładu…
Do poczytania niebawem!

Tom

Ważne: Strona wykorzystuje pliki cookies. W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce prywatności".